„Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca, który jest w niebie.” (Mt 5,16)
Drugi dzień świat Bożego Narodzenia był w roku 2015 bardzo napięty. Z samego rana ostatnie dokładanie rzeczy do torby, by nic nie zapomnieć. Dokumenty, jedzenie, woda, a i jeszcze różaniec. Przecież jedziemy na spotkanie młodych, a nie tylko na zwiedzanie Europy. Teraz chyba już wszystko. Ruszamy. Trasa Gdańsk-Gdynia-Rumia-Lębork-Słupsk-Koszalin-Szczecin. Z tych miejsc dosiadali się ludzie. Cała grupa liczyła w sumie 49 osób. Oprócz nas jechali również nasi opiekunowie duchowni, o. Robert Twardokus i o. Marek Dopieralski. W Koszalinie dzięki nim mieliśmy Mszę Świętą. Kameralna, by się wyciszyć. By porozmawiać z Bogiem i otrzymać od Niego odpowiedź na to nurtujące pytanie. Dlaczego jadę? Nieważne czy po raz pierwszy, czy też kolejny. Ważne by odpowiedział, dlaczego nas tam kieruje. Czemu akurat z tymi, a nie innymi ludźmi. Dlaczego? Chwila wytchnienia i znowu w drogę. Cała noc w autokarze. Za Szczecinem modlitwa i jak co roku „Poznajmy się”. Dobrze, że była noc, niewiele było widać, a stres i tak był ogromny przed wzięciem do ręki mikrofonu i rozpoczęciem „Cześć. Jestem… Na Taizé jadę…” itd. itd. Stres, ale pozytywny. Nowi ludzie, nowe poglądy na świat, na te wszystkie problemy. Potem czas dla siebie i w końcu zasłużony sen. Jednak czas szybko ucieka.
Kolejny dzień, poranek. 27.12.2015r. Jesteśmy w Paryżu. Tak, tym samym Paryżu, gdzie niewiele wcześniej były zamachy. Zginęli ludzie. A my właśnie w tą niedzielę przyjechaliśmy pomodlić się o pokój dla Paryża i dla innych miejsc na świecie. Z początku ogarniał mnie stres, że zaraz stanie się coś złego, ale Bóg tego nie chciał, to nie był nasz czas. Co do ogólnego wyglądu tego miasta, to jest taki sam jak pokazuje telewizja czy fotografie. Nic nie zmyślili. Będąc tu można jednak zauważyć, jak ludzie pędzą przed siebie. Nie mają czasu na chociażby krótką refleksję nad swoim życiem. Przykre, ale prawdziwe. Po 9 godzinach znowu autobus i dalsza podróż. Spało się lepiej, bo człowiek bardziej zmęczony. Mimo wszystko noc minęła szybko. Przez okna w autobusie zaczęły wdzierać się ciepłe promienie słońca. 28.12.2015. Walencja przywitała nas słonecznie, pięknie, ciepło. Aż chciało się żyć. I to nie tylko dzięki pogodzie, ale także przez rodziny, które nas do siebie przyjęły. Wspaniali ludzie. Otwarci, radośni. Obdarowali nas zaufaniem, dając nam miejsce do spania, ciepłą wodę pod prysznicem. Większość nawet wstawała co dzień rano, by zrobić śniadanie. Poświęcenie i miłość dla obcej osoby. Każdy chrześcijanin powinien się tego uczyć.
Od 28.12. do 31.12.2015r. schemat dnia był taki sam. Poranna msza, po niej modlitwa w parafiach. Następnie rozmowy w grupach. Odpowiedzi na pytania w nawiązaniu do miłosierdzia, bo przecież papież Franciszek ogłosił rok miłosierdzia. Wiadomo. Później czas wolny. Kolejna modlitwa o 14, a wieczorna o 19. Dla mnie najlepsza. Im ciemniej, im bardziej intymnie, tym łatwiej jest mi wejść w relację z moim Panem. Sylwester, jak co roku. Święto Narodów. Trochę muzyki, tańca, poczęstunek. Szybkie rozmowy przez telefon, żeby tylko, choć na chwilę, usłyszeć głos bliskiej osoby i życzyć mu szczęśliwego nowego roku. Nowy dzień, Nowy Rok za granicą, z dala od najbliższych. Jednak Hiszpanie nie pozwolili nam, aż tak mocno tego odczuć. Większość rodzin ugościła swoich pielgrzymów noworocznym obiadem. Siedzieliśmy przy stole jak rodzina, a nie jak zupełnie obcy sobie ludzie. To naprawdę budujące. Nieważne, że masz barierę językową. Prawda jest taka, że ona nie istnieje. Bóg, jeżeli tylko zechcesz, pomoże ci rozwalić ten mur i dojdziesz ze wszystkimi do porozumienia. Przestań więc się zastanawiać jak powiedzieć coś, by obcokrajowiec zrozumiał. Mów sercem. Tak będzie łatwiej. W końcu przyszedł czas na rozstanie. Chyba jest to najtrudniejsza rzecz do wykonania. Nawet jak ludzi znasz zaledwie kilka dni. Gdy ktoś był dla ciebie dobry, ty, nawet jakbyś nie chciał, będziesz mu wdzięczny. To wyjdzie z ciebie samo. Nasze serca to nie kamienie. My, ludzie, mamy uczucia. 01.01.2016 godz.17 ta data to kolejny trudny początek nowego roku. Właśnie przez to pożegnanie. Kilka łez, uśmiechów, ostatnich gestów przyjaźni. Pare zrobionych zdjeć. Ostatnie spojrzenie, machnięcie ręką. Nie ma ich, a raczej nie ma nas. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Delikatna, ostatnia, mała łezka spływająca po policzku wytarta prędko dłonią, żeby nikt przypadkiem nie zauważył. Przecież trzeba być silnym, bo przed nami kolejne trudne i długie godziny w drodze. Było ciężko, ale grupa już się lepiej znała. W międzyczasie krótki, bo jedynie półtoragodzinny przystanek w Barcelonie. Pierwsze pożegnanie z kilkoma osobami z grupy. Szybkie zwiedzanie, coś na ząb i znowu autokar.
Po kolejnej nocy, 02.01.2016r. wylądowaliśmy w Fryburgu, w Niemczech. Najpierw msza święta, dla duszy, potem 9 godzin dla nas, dla ciała. Kolejne wędrowanie w grupach. Pielgrzym ma jednak ciężko, ale zawsze na końcu stwierdza, że było warto. 03.01.2016r. z rana byliśmy już w Polsce, która przywitała nas ujemnymi temperaturami. Najpierw Poznań i Msza Święta niedzielna. Kolejne osoby z grupy opuszczały autokar. Wieczorem byliśmy już na miejscu. Znowu pożegnanie. Uśmiechy, uściski, miłe słowa. Chwilę później upragniony dom. Ciepły kąt z osobami, które znamy całe nasze życie. A w sercu była mimo wszystko pustka. Tęsknota za nimi. Za Hiszpanią, słońcem, skupieniem. Lekkie przygnębienie. Było warto – powiem na koniec.
Choć z początku były wątpliwości. Bóg pokazał, ZNOWU, że wie, co robi. Chwała Jemu. Maryja!
uczestniczka wyjazdu – Martyna 🙂